poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Chapter III

                         Gdy doszliśmy do Justina ( wiem jak się nazywa, ponieważ lubi mówić "zapamiętaj, z Justinem Bieberem się nie zadziera" i tego typu gówna ) samochodu bez słów wsiedliśmy do środka. Siedzenia były z czarnej skóry. Ogólnie wnętrze ferrari było bardzo luksusowe i zapewne jeszcze droższe. Nie znam się zbytnio na samochodach, ale śmiało mogę powiedzieć, że te cudeńko musiało sporo kosztować. Cóż, znam już jeden powód bycia dilerem mojego szanownego kolegi ( czujecie sarkazm?). Najchętniej po prostu bym mu powiedziała, że gdzieś mam jego zachcianki i nie obchodzi mnie to, czy wierzy mi, że go nie wydam i wyszłabym z tego samochodu, ale z góry wiem, że siłą by mnie zaciągnął z powrotem i tak czy siak, musiałabym pokazać mu, gdzie mieszkam, więc po prostu będę grzecznie siedzieć i instruować go, gdzie ma jechać. Może pokażę mu jakiś pierwszy, lepszy dom, powiem mu, że tam mieszkam i po sprawie? Nie no, na pewno nie jest na tyle głupi, że mi uwierzy po byle jakimś wskazaniu domu. Będzie patrzał jak wchodzę do środka, żeby się upewnić, czy rzeczywiście tam mieszkam. Mam nadzieję, że nie będzie patrzeć na plakietkę na drzwiach, na której napisane jest moje prawdziwe nazwisko " Grandson ", bo miałabym przerąbane. Nie wiem skąd wzięło mi się " Ashley Moonson". Zapewne odruch samozachowawczy. Atmosfera w tym małym pomieszczeniu jest strasznie gęsta. Na dodatek panuje niezręczna cisza. Normalnie próbowałabym go zagadać, żeby nie było tutaj tak cicho, ale nie należy on do osób, które gawędzą o wszystkim i o niczym. Boże, mógłby chociaż włączyć radio! Z resztą, sama je włączę, bo nie mam ochoty jechać 20 minut w tak niezręcznej ciszy z psychopatą, który w każdej chwili może mnie zabić. Już chciałam uruchomić radio, gdy nagle potwór siedzący obok mnie zepchnął moją rękę z urządzenia i z piorunującym spojrzeniem powiedział:
- Łapy przy sobie. Nie mam humoru do słuchania muzyki.
- Dziwny jesteś. Zawsze się słucha muzyki, a przy złym humorze tym bardziej. Nie wiem jak ty
- Zamknij się po prostu, okay?
- Tylko chciałam
- Nie ważne czego chciałaś! Powiedz mi ten cholerny adres i siedź cicho!
- Jezuu. Avaneu Street 15 B. Jeśli nie wiesz, gdzie to jest, to
- Wiem gdzie to jest! - Okay, nie chce ze mną rozmawiać to nie. Będę cicho siedzieć na jego życzenie. Nie mam zamiaru wysłuchiwać jego wrzasków, bo po pierwsze głowa mnie zaczyna boleć, a po drugie nie mam siły się użerać z nim po drugiej w nocy. Chcę być już w moim domu, w moim pokoju. Wezmę relaksujący prysznic, wyśpię się i obiecuję sobie, że koniec z imprezami i samotnym spacerowaniu po nocy! Zajmę się szkołą ( przyda mi się) i zapomnę o dzisiejszym incydencie, łagodnie mówiąc. Nie wydam Justina, a on da mi spokój. Proste? Proste. Musi być proste... Jestem tak zmęczona, że najchętniej bym zamknęła oczy i zasnęła.
- Cholera! Co za debil rozbija butelki na jezdni?! Kurwa mać!
- Co? Co się stało?
- Opona przebiła się przez jakiegoś pieprzonego łba!
- Boże, nie krzycz tak. Masz zapasową oponę w bagażniku?
- Nie wiem.
- To może sprawdź?
- To może sprawdzę? Wnerwiasz mnie. Idę zobaczyć co z tą oponą, a ty tutaj siedź i nie kombinuj.  Mówiąc to wyjął kluczyki ze stacyjki i wysiadł. Z ciekawości szarpnęłam za klamkę, ale tak jak przypuszczałam, zablokował drzwi od samochodu.
- Spoko, nic nie kombinuję! - czy on nie może po prostu wysiąść i załatwić tej opony? Zabrał kluczyki i praktycznie zatrzasnął mnie tutaj bez niczego, więc jakim cudem mogłabym coś skombinować? Jestem ciekawa jak często używa on mózgu. Raz na miesiąc? Moje rozmyślenia przerwały masy przekleństw szatyna z tyłu.
- Cholera! Tylko nie to! - Czyżby nie miał zapasowej opony? Rety, ile czasu będę jeszcze tutaj siedzieć? Chcę do domu. Nie wiem za co karma chce mnie ukarać, ale cokolwiek to jest, nie było warto.
- Wysiadaj.
- Czemu?
- Bo tak! Jutro pojedziemy zawieźć cię do domu.
- Nie masz zapasowej opony? Może kupimy ją w jakimś sklepie?
- Taak! Masz rację. Pójdziemy teraz do " jakiegoś sklepu" - mówiąc to pokazał palcami cudzysłów- i kupimy oponę. To nic, że jest prawie trzecia nad ranem i wszystkie sklepy są zamknięte!
- To trzeba było pomyśleć o tym, żeby włożyć cholerną oponę zapasową do bagażnika! Trudno, pójdziemy na piechotę.
- Nie.
- Nie? Więc co masz zamiar zrobić Panie Nie Wiedziałem, Że w Bagażniku Musi Być Opona Zapasowa?
- Na pewno nie mam zamiaru iść na piechotę taki kawał Droga Pani Mądralińsko.
- Och, to może poczekamy tutaj, aż wzejdzie słoneczko i wtedy kupisz tą cholerną oponę w najbliższym sklepie hmm?!
- Nie drzyj się na mnie. Po prostu zadzwonię po kumpla i po sprawie.
- Aha. I co dalej?
- Da mi oponę i pojedziemy do mnie.
- ŻE CO?! Miałeś zobaczyć gdzie mieszkam i wrócić do siebie! Beze mnie!
- A ty miałaś być cicho!
- To nie fair! Umowa była inna. Przecież planowałeś całkiem co innego!
- Cóż, plany się zmieniły. Mam dość tego twojego pieprzonego domu. Pojedziemy do mnie, zrelaksuję się na imprezie a nazajutrz załatwimy sprawę z tobą.
- Jasne! Ty się będziesz bawić ze znajomymi na imprezce, a ja co będę robić? Pilnować gości?!
- Nie. Ty będziesz na górze grzecznie spać.
- Cokolwiek.
- Grzeczna dziewczynka. - Mrugnął chłopak.
- Nie chodzi o to. Jestem zmęczona i chcę po prostu odpocząć.
- Okay. Zadzwonię teraz do kumpla, wtedy będziemy wiedzieć ile będziemy tu sterczeć jak bezpańskie kundle. - Po pięciu minutach Justin wrócił mówiąc:
- Alejandro powinien być za jakieś 10 minut. Najlepiej będzie, jeśli nic nie będziesz gadać. Siedzisz i się nie wcinasz, a jak dojedziemy do mojego domu, idziesz do byle jakiego pokoju na górze i śpisz. Kumasz?
- Tsaa.
- To świetnie. - nie żeby coś, ale to nie tak powinno być! Teraz powinnam mu pokazać MÓJ dom, wysiąść z samochodu i szybkim krokiem iść do środka a następnie zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Równie dobrze Justin mógłby teraz to wszystko ogarnąć, apotem jechać do siebie. On naprawdę nie myśli, lub próbuje mnie wkurzyć. Druga opcja mu się udała. Ugh, niech to wszystko się zakończy, bo oszaleję.
       Hejka wszystkim! Wiem, że rozdział nie jest zbytnio długi, ale pisząc go w zeszycie wydawał się naprawdę dłuższy. Dodałam ten rozdział tak późno, ponieważ na początku lipca miałam problemy z internetem, a później nie miałam czasu, bo są wakacje. :) Mam nadzieję, ze rozdział wam przypadł do gustu. :D

środa, 30 lipca 2014

Chapter II

                                                 Opis sytuacji w 3 osobie.
              Justin chciał już się odwrócić i iść do najbliższego baru świętować swoje " załatwienie spraw", ale usłyszał dźwięk muzyki w tyle. Powoli odwrócił głowę i ujrzał stojącą szatynkę. W normalnych okolicznościach po prostu poszedłby w swoim kierunku i tyle, gdyby nie fakt, iż dziewczyna z roztargnieniem próbowała wyciszyć telefon, a oczy miała rozszerzone oraz można było dostrzec w nich ogromny strach. Owszem, ludzie boją się go, omijają go szerokim łukiem, ale tylko ci, którzy go znają, a ona z pewnością go nie zna, więc musi być jakiś powód jej dziwnego zachowania. Oczywiście powód jest jeden. Ona WSZYSTKO widziała. W momencie, w którym chłopak sobie to uświadomił, podszedł do dziewczyny, nie myśląc co robi.
                                                 Justin's POV.
               Już miałem zamiar iść do " Deep Jeens", lecz nagle usłyszałem dzwonek telefonu. Rzecz jasna, odwróciłem się. Ujrzałem spanikowaną szatynkę. Coś tu nie gra. Wygląda jakby zobaczyła ducha. Strasznego ducha. Albo jest z nią coś nie tak albo... albo wszystko widziała. Ale to niemożliwe. Przez cały czas rozglądałem się dookoła. Poza tym, słyszałbym, jeśli by szła. No chyba, że nie szła nigdzie. Ta mała suka mnie podglądywała przez ten cały, cholerny czas! Coż, musi ponieść konsekwencje, tak jak wszyscy. Nadszedł czas, aby dowiedziała się, że nieładnie jest mieszać się w cudze sprawy.
- Co taka bezbronna dziewczynka robi tutaj sama o tej porze?- zapytałem choć znałem prawdę. CHOLERNA AGENTKA.
- No nie wiem, idzie do domu? A teraz przepraszam, ale śpieszę się.- chciała mnie wyminąć, ale zręcznie zatorowałem jej drogę. Krzyżując ręce na klatce piersiowej odpowiedziałem:
- Szkoda, że nie śpieszyłaś się, gdy podglądywałaś mnie i mojego kumpla.- Mówiąc to, wskazałem zwłoki Petra.
- Nie wiem o czym mówisz...
- Tak, tak. Wiesz, puściłbym ciebie z miłą chęcią i poszedłbym się dobrze bawić z kolegami, ale wiesz, jesteś wścibską szmatą, a wścibskie szmaty mają to do siebie, że wszystko muszą wiedzieć i paplają trzy po trzy,a nie chcielibyśmy, żebym trafił za kratki, prawda?
- Jeszcze raz ci powtórzę: NIE wiem o co ci chodzi, więc weź swoje cztery litery w troki i daj mi święty spokój.- Justin zacisnął mocno szczękę i podszedł do Chantel. Był tak wściekły, że aż mu żyłki na skroniach pojawiły się i oczy pociemniały. Zwęził je i powoli powiedział.
- Słuchaj księżniczko. Nie mam zamiaru słuchać tych twoich żałosnych kłamstw. Jeśli w ciągu trzech sekund nie wyszczekasz mi tego, co wiesz, to obiecuję, że
- Że co?! Że załatwisz mnie tak samo jak twojego kolegę, który nie spłacił sowich długów za dragi, które mu sprzedałeś, pieprzony dilerze?!
- O proszę. Czyli jednak wszystko wiesz! Oprócz tego, że do osób takich jak ja trzeba mieć szacunek.- mówiąc to złapał dziewczynę za gardło i zaczął się śmiać.
- Grasz chojraka, kiedy obydwoje wiemy jaka słaba jesteś. Szczasz na widok noża, a co dopiero jednego trupa. Powiedz mi, czy kiedykolwiek znalazłaś się w niebezpieczeństwie? Jasne, że nie. Twoi rodzice pewnie dają ci czas do dwudziestej drugiej, a ty jak wierny piesek lecisz do domku zjeść rodzinną kolację a następnie kładziesz się spać w różowej piżamce z froty.
- Puść mnie! Nie znasz ani mnie ani mojej rodziny, więc odczep się. Czy teraz jest godzina dwudziesta druga? Nie wydaje mi się! Nawet w dziesięciu procentach nie zgadłeś moje historii. Zapewniam cię, że nikomu nie powiem o tym, co dzisiaj widziałam, więc zluzuj majty, bo chyba ciebie uwierają i idź tam, gdzie zmierzałeś. Auć!
- Nie mów mi co mam robić, poza tym kto mówi " zluzuj majty"? Hahaha. A tak ogólnie, to skąd mam mieć pewność, że nikomu nie piśniesz ani słówka?
- A komu miałabym do cholery powiedzieć?! Mojej przyjaciółce, która uzna, że za dużo dzisiaj wypiłam na domówce i tyle? A może nie, napiszę na fb " słuchajcie ludziska! Wracałam dzisiaj pijana nad ranem do domu i spotkałam dilera, który na moich oczach zabij typka, bo nie oddał mu kasy za narkotyki, które wcześniej mu sprzedał" ? Myślę, że to totalnie pasuje do mnie.
- Jak się nazywasz?
- Albo nie! Jeszcze lepiej, pójdę na policję, powiem co widziałam, czekaj co? Pytasz sie mnie o moje imię, kiedy się drę, a ty mnie dusisz? Jezu, ja oszaleję!
- Tak. Jak się nazywasz?
- Koleś, ty serio jesteś porąbany.
- Powiedz jak się nazywasz, albo wzmocnię uścisk na twojej szyi.- wysyczał chłopak.
- Ashley... Moonson. Ashley Moonson.
- Więc Ashley, jeśli na pewno się tak nazywasz, zamknij ryj, bo gadasz jak potłuczona i pokaż gdzie mieszkasz.
- Coo? Po co ci to? Raczej nie chcesz wpaść do mnie na chatę na herbatkę i ciasteczka o tej porze?
- Nie wnerwiaj mnie. Otóż, jeśli zrobisz mnie w banbuko i wygadasz się komukolwiek, to pójdę prosto do twojego domu i na twoich oczach zajebię twoich rodziców, a na koniec potnę co każdy skrawek tego seksownego ciałka. Wydłubię ci oczy widelcem,a następnie każę ci je zjeść. Sekret za życie twojej cudownej rodzinki. Czaisz?
- Ciebie całkiem powaliło! Jesteś  nienormalny.
- Jest jeszcze jedno wyjście. Zabiję ciebie teraz, tutaj. Więc jak? Która opcja ci pasuje? Zatrzymasz swoją buźkę na kłódkę?
- Taaa.
- Więc w drogę. Tam jest mój samochód.- Justin drugą ręką wskazał czarne ferrari, które stało na parkingu.
- Jedziemy twoim samochodem?
- A co ty myślałaś? Raczej nie będę popieprzał o tej godzinie pod twój dom. Poza tym chcę mieć to wszystko z głowy jak najszybciej.- mówiąc to, chłopak poszedł przodem przed siebie, oglądając się za siebie, aby mieć pewność, iż dziewczyna idzie za nim.
  2 rozdział mamy już za sobą. :) Trochę krótki jest, ale 3 rozdział będzie długi. :D Miłego czytania.

środa, 23 lipca 2014

Chapter I

              Znów to samo. Godzina 20:46, a ja już jestem zalana w pień. Jestem jak kłoda...hahaha.
Dziś chyba przesadziłam z alkoholem, ale kogo to obchodzi? Mnie na pewno nie. Jedyny plus bycia
pijanym jest to, że odrywam się od rzeczywistości i cieszę się chwilą. Zero smutku, zero odpowiedzialności. Poza tym nie jestem sama w tym gównie. Jak się staczać, to tylko z  przyjaciółką!
Tak, zgadłeś. Oby dwie jesteśmy nieźle stuknięte. A pomyśleć, że jeszcze niespełna rok temu byłyśmy grzecznymi dziewczynkami z idealnymi ocenami i zachowaniem. Co zatem się stało? LICEUM, to się stało. Na początku było ekstra. Nowi znajomi, dyskoteki, domówki i oczywiście chłopcy. Nigdy nie byłyśmy obiektem westchnień, więc powiedziałyśmy sobie, że w liceum musi się to zmienić. Zaczęłyśmy ubierać się bardziej sexy, mocniejszy makijaż zawitał na naszych twarzach i stałyśmy się odważniejsze. Robimy co chcemy i z kim chcemy. Chłopcy to lubią. Na początku całej tej zabawy jarałyśmy się i chodziłyśmy z naszym licznym towarzystwem na przeróżne imprezy co jakiś czas...ale potem to wszystko stało się naszym nawykiem. Dzięki temu czujemy, że żyjemy (oczywiście przed wielkim kacem). Ale szczerze? Nie chcę tego cholerstwa. Pierwsze razy były fajne, ale teraz to mnie męczy. Myślałam, że jeśli będę mieć elitarną ekipę i chłopaków na zawołanie, to będę czuła się chciana, akceptowana oraz kochana. Ale prawda jest taka, ze nadal czuję się samotna. To jest jak stanie w tłumie ludzi i obserwowanie ich szczęścia. Jestem tylko obserwatorem, nie uczestnikiem. Chciałabym być normalną dziewczyną z masą przyjaciół, tych prawdziwych, kochanym chłopakiem i zmartwieniami typu " CO JA JUTRO UBIORĘ DO SZKOŁY?". Cóż, tak nie jest. Moja kochana mamusia ciągle siedzi w tej swojej kancelarii adwokackiej a tatuś sprawdza durne eseje swoich debilnych uczni. Idę teraz ramię w ramię z Chloe i śmieję się jak porąbana.
- Więc myślisz, że jeśli powiesz " sezamie otwórz się" byle jakim drzwiom, to one to zrobią? - pytam z chichotem moją najlepszą przyjaciółkę.
- A czemu miałyby tsego nii zoobi-i-ć ? - bełkocze blondynka.
- No nie wiem? Bo to nie możliwe? Hahahaha.
- Ale u Nataniela drzwi się tak otwaarłyy.
- Po pierwsze dzisiaj byłyśmy u Georga, a po drugie nie dziw się, że się otworzyły, bo z impentem wleciałaś w nie, drąc się " seeezamie otwórz się!!!".
- O mój bosche! To było naprawdę tak mooocno faajne. Szkoda, że jutro nic nie będę pamiętać.
- Taaa Chloe. Siniaki, które z pewnością sobie nabiłaś same się upomną. A teraz chodź, póki twoi rodzice śpią.
- Spoooko Chanly. Hahahahaha. Może teraz drzwi też see otwoorzą?
- Nieee,wejdziemy jak normalni ludzie, jeśli pamiętasz co to znaczy. A teraz jesteśmy już na twojej werandzie, więc morda na kłódkę i po cichu idź do swojego pokoju. PO CICHU. Do jutra kochana.- powiedziałam przytrzymując moją przyjaciółkę i jednocześnie pouczając ją. Czy ja przed chwilą myślałam, ze jestem pijana? Pff. W porównaniu z Chloe, jestem trzeźwa jak kot!
- Dobrze mamuśko. Do jutra.- wybełkotała  " trzeźwa" dziewczyna (czujecie sarkazm?). Poczekałam z jakieś 5 minut, aż Chloe pomachała mi z okna jej pokoju. Zawsze muszę mieć pewność, ze jej starzy jej nie przyłapali, co jest całkiem możliwe, skoro chodzi jak połamana i potyka się co chwilę. Pomacha mi z okna, idę do siebie i finito. Zakładam słuchawki na uszy i  spokojnym krokiem ruszam do domu. Pojechałabym autobusem, jak zwykle na gapę.Co? I tak kanerów nie ma w tym mieście o tej porze, ale spóźniłam się o jakąś godzinę. Mijam właśnie Camper Street, gdy nagle słyszę jakieś krzyki i szuranie butami o beton. Coś jakby ktoś kogoś popychał. Normalny człowiek zawróciłby i poszedł okrężną drogą, ale niee, moja ciekawość zwyciężyła. "Schowałam" się za jakimś budynkiem i bezczelnie podglądam dwóch kolesi. Jeden miał na oko 17 lat i był mówiąc grzecznie "pyzaty", zaś drugi miał mniej więcej 19 lat i był
całkiem-całkiem. Ciemne blond włosy lśniły się w blasku ulicznych lamp,a w ręku można dostrzec nóż/ scyzoryk. Z tej odległości trudno mi ocenić co to jest. Jednego jestem pewna. Coś tu się święci i pyzatek na bank nie jest bezpieczny. Wywnioskowałam to z wyrazu jego skrajnie posiniaczonej twarzy, na której widoczny jest strach.
                                              Justin's POV.
-Gówno mnie to obchodzi! Miałeś czas do dzisiaj. Więc albo dasz mi 2 kawałki, albo wypruję ci flaki. Wybieraj.
-A-a-a-le ja nie mam! Obiecuję, że w przyszłym tygodniu oddam ci co do grosza, ale daj mi czas!
-Czy ty jesteś głuchy?! DZISIAJ jest ostateczny termin. Więc albo dajesz, albo zabiję cię.Więc jak?
-Błagam...błagam, oszczędź mnie.
-Hahahaha, rypło ci na banie? Nie jesteśmy w jakieś operze mydlanej, więc odpuść sobie te twoje "Błagam...błagam, oszczędź mnie". Zadarłeś z nieodpowiednimi osobami. A teraz, musisz ponieść konsekwencje. Nie uważasz, że byłoby nie fair, gdybym puścił się wolno? Y-y-m. Byłoby w chuj nie fair.- Podszedłem bliżej grubasa i z całej siły wbiłem mu nóż w wątrobę, jak przypuszczam.
-Powinieneś mnie przeprosić, kolego. Musiałem opuścić dziunie z mojego domu, żeby policzyć się z tak marną osobą, jaką jesteś ty. Nieładnie.- mówiąc to, wbiłem mu nóż tym razem trochę niżej.
-Zapamiętaj. Z Justinem Bieberem się nie zawiera układów, a tym bardziej nie robi w chuja.- szarpnąłem nożem i kopnąłem w jego ryj.
-Do widzenia kumplu. Mam nadzieję, ze spotkamy się w piekle. O! I zarezerwuj mi miejscówkę. Tak wiesz, dla pewności. Hahahahaha.
                                               Chantel's POV.
        O mój boże! To jakiś koszmar. Właśnie widziałam, jak niewinny człowiek zostaje zabity. Owszem, miał u niego dług, ale to nie znaczy, że zasłużył na tak okrutną śmierć! Już nigdy więcej nie wciskam nosa w nieswoje sprawy. Wrócę do domu, pójdę spać i nazajutrz nie będę niczego pamiętać. Nic się nie wydarzyło. Proste? Proste! Już chciałam odejść, kiedy mój telefon zabrzęczał w tylnej kieszeni moich jeansów. Cholerny dzwonek! Jeśli ten psychopata zauważy, że byłam świadkiem tego morderstwa, to skończę jak pyzaty lub jeszcze gorzej.

Witam! Oto pierwszy rozdział. :) Mam nadzieję, że spodobał się Wam. :) Myślę, ze rozdziały będą dodawane co tydzień w sobotę.

wtorek, 22 lipca 2014

Wstęp

               Na samym początku piszę, iż szablon, który wstawiłam na ten blog jest z internetu, czyli NIE jest mój. :) Miłego czytania.
               Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak to jest być zafascynowanym pewną osobą? Być zafascynowanym do tego stopnia, że izolujesz się od dotychczasowego stylu życia, starych przyjaciół i co najważniejsze rodziny? Co gorsze,być zafascynowanym w niezrównoważonej psychicznie osobie, która jednego dnia ciebie kocha, a drugiego nienawidzi. Raz darzy ciebie słodkimi i czułymi pocałunkami, a następnie katuje. Fizycznie i psychicznie. To chore, lecz realne. Cóż. Powróćmy do mojego pytania. Nie? Nie zastanawiałeś się? Hmm, ja też nie! Ale to nie ochroniło mnie od tego całego bagna, w które się wkopałam.
Jestem Chantel Grandson. Mam 17 lat i burzliwą przeszłość. Teraz nie opowiem Ci jej, ale z czasem będziesz ją odkrywać coraz bardziej. Mieszkam w Nowym Yorku . Dobra, na przedmieściach Nowego Yorku. Jeśli twoje życie jest tak nudne i nie wiesz co z sobą zrobić, to zapraszam Cię do mojego świata. Oczywiście czytając to, ryzykujesz na swoją rękę.